środa, 24 grudnia 2014

PIĘĆ


"Ból fizyczny ma w sobie to dobrego, że jeśli przekroczy pewną granicę, zabija. Ból psychiczny, kiedy boli nas serce, zabija nas codziennie od nowa, jednak ciągle żyjemy."

~*~

Pierwszy tydzień był męczarnią. Mimo tego o czym myślałam w lesie, moje zachowanie pozostawiało wiele do życzenia. Świadomość, że już nigdy więcej nie zobaczę, usłyszę i dotknę mojego ojca, przygniatała mnie z dnia na dzień coraz bardziej.
Nie jadłam, nie piłam, nie spałam i z nikim nie rozmawiałam. Czasami, jeśli ktoś naprawdę się starał, wypijałam kilka łyków wody. Za dnia siedziałam na łóżku i tępo wpatrywałam się w ścianę stojącą naprzeciwko mojego posłania, w nocy zaś wychodziłam posiedzieć w moim ulubionym miejscu i tak aż do świtu.
Czułam się fatalnie, a wyglądałam jeszcze gorzej. Podkrążone i przekrwione oczy, zapadłe policzki, wygniecione oraz nieświeże ciuchy, tłuste strąki włosów opadające mi na ramiona. I chociaż na twarz miałam nałożoną maskę obojętności, to w oczach czaił się ból.
Nie płakałam.
To nie dlatego, że przestałam się tym wszystkim przejmować, tylko po prostu zapas łez już się skończył. Wokół siebie roztaczałam taką aurę nieszczęścia i przygnębienia, że domek zazwyczaj stał pusty. Ludzie nie mogli wytrzymać w takiej atmosferze, więc trzymali się ode mnie z daleka.
Nie nosiłam też tego pierścionka od taty. Próbowałam się do tego przekonać, lecz zakończyło się to niepowodzeniem. Prezent spoczywał teraz bezpiecznie pod materacem, ukryty przed chciwymi spojrzeniami moich współlokatorów, a ja starałam się nie zaprzątać sobie nim głowy. Teraz wiedziałam jak czuł się tata, po stracie mojej matki i dlaczego nie mieliśmy w domu żadnej rzeczy, która by mu o niej przypominała.
Travis i Connor czasami próbowali poprawić mi humor, czy chociażby zmusić do rozmowy, lecz nie przynosiło to żadnych efektów. Thomas kilka razy przysiadł się do mnie, dzieląc milczeniem. Chejron też starał się jakoś interweniować, jednak jego też zignorowałam. Kto by się spodziewał, że nagle wszyscy zaczynają się mną interesować? Wszyscy próbowali, jednak po jakimś czasie poddawali się. Jedynie Ashton i razem z nim Leon, uparcie przychodzili każdego dnia i nie rezygnowali z prób wyrwania mnie z tego stanu otępienia.
Jak co dzień, przyszli do mnie wieczorem,by opowiedzieć co się dzisiejszego dnia wydarzyło.
- ... i wtedy na scenę wkroczył Chejron. Za karę, córeczki Afrodyty muszą sprzątać przez kilka kolejnych dni domek Aresa. Nawet nie wyobrażasz sobie jakie były wściekłe! - Valdez  z zapałem relacjonował poranną kłótnię pomiędzy córkami Afrodyty a dziećmi Aresa. To wszystko jednak dochodziło do mnie jakby przez mgłę. Myślami byłam gdzie indziej, przy kimś innym.
- I nie wydaje mi się,by to był koniec tej małej wojny. To tylko jedna z ich bitew. - Dodał swoje trzy grosze Ashton, ściskając mocniej moją dłoń.
- Córka Afrodyty Evelyn, tak się wkurzyła, że Clarisse przez następny tydzień będzie latała w sukience. Pierwszy raz widziałem ją tak rozwścieczoną - zarechotał syn Hefajstosa. - Teraz wszyscy czekają na odwet ze strony Clarisse.
- Nie pomyślcie sobie, że was stąd wyganiam, ale macie dosłownie pięć minut zanim zacznie się cisza nocna i cały domek nie wróci. - Do pomieszczenia niespodziewanie wszedł Thomas. - Wtedy bracia Hood nie będą tak uprzejmi jak ja i z hukiem wylądujecie za drzwiami. A tego raczej wolicie uniknąć.
- No dobra, zbieramy się Leo. Tom ma całkowitą rację, a i tak się tutaj zasiedzieliśmy. - Ashton pociągnął za koszulkę swojego przyjaciela, który najwidoczniej nie miał ochoty nigdzie się stąd wybierać.W końcu jednak podniósł się niechętnie i ruszył za synem Apolla.
- To do zobaczenia jutro Mel! - krzyknęli jednocześnie w moją stronę,jednak odpowiedziała im cisza. Zrezygnowani, ze spuszczonymi głowami wyszli, lekko trzaskając przy tym drzwiami.
Thomas zerknął na mnie, lecz zaraz speszony odwrócił wzrok. Pewnie był zdziwiony, że osoba która zaledwie tydzień wcześniej śmiała się i żartowała, teraz tak się zachowuje. Cóż, ludzie potrafią zmienić się z dnia na dzień, a ja jestem tylko jednym z wielu przykładów.
Jak mówił syn Hermesa, po chwili cały domek został zapełniony przez zamieszkujących go półbogów. Wygłupiali się, zachowywali hałaśliwie i głośno rozmawiali. Czekałam aż wszyscy pójdą spać, bym nareszcie mogła się stąd wymknąć. Oni jednak w żadnym wypadku nie mieli takich zamiarów. Nienawidziłam jak ktoś swoją bezmyślnością krzyżował mi plany. Wcześniej pewnie straciłabym panowanie nad sobą i coś im nagadała. Teraz jednak zamierzałam postawić na coś, czego miałam bardzo mało i czego rzadko używałam, czyli cierpliwość.
Minęły ponad dwie godziny, zanim wszystkie rozmowy ucichły i słychać było tylko spokojne oddechy moich śpiących współlokatorów. Powoli wstałam, tak by nikogo nie zbudzić i na palcach ruszyłam w stronę drzwi. Z każdym skrzypnięciem podłogi, moją twarz wykrzywiał grymas. Mogłoby kogoś obudzić ze snu, a to była ostania rzecz na mojej liście rzeczy, które bym chciała. Nagle delikatnie zahaczyłam o coś stopą. Tym czymś, okazała się być ręka jednego z obozowiczów. Wstrzymałam oddech, gdy zaczął niespokojnie mamrotać przez sen rzeczy pozbawione jakiegokolwiek sensu. Słyszałam przyspieszone i ciężkie bicie własnego serca, które zapewne obudziłoby nawet zmarłego. Dałam sobie mentalnie w twarz. Przecież on na pewno usłyszy i to będzie koniec moich planów. Przed oczami już widziałam jaką będę miała pogadankę z Chejronem, a może nawet z tym panem D., na którego tak wszyscy złorzeczą. Na moje szczęście, chłopak miał tak twardy sen, że po chwili niespokojnego wiercenia, przewrócił się na drugi bok i kontynuował wcześniejszą czynność. Cicho wypuściłam wstrzymywane powietrze z płuc. Tak niewiele brakowało.
Reszta drogi poszła gładko i bez żadnych przeszkód. Przechodząc przez próg, poczułam jak wiatr lekko owiewa moją twarz. Bez pośpiechu i ostrożnie ruszyłam do mojego ulubionego miejsca. Było to ogromne drzewo iglaste na wzgórzu. Kiedy za pierwszym razem tam poszłam, nie zauważyłam leżącego obok smoka. Nie pytajcie jak, sama jestem załamana swoją ślepotą. Dopiero po jakimś czasie stworzenie dało mi znać o swojej obecności, lekko trącając moją dłoń pyskiem. Myślałam wtedy, że jeszcze chwila, a moja dusza się ze mnie ulotni. Byłam tak przerażona, że nie mogłam wydusić z siebie żadnego dźwięku, a nogi jakby wrosły mi w ziemię. Jednak jak się później okazało, gad wcale nie miał w złych zamiarów. A wręcz przeciwnie, odnosił się do mnie bardzo przyjaźnie i od tamtej pory przychodziłam tutaj codziennie.
- Cześć maluchu. - szepnęłam, zwijając się w kłębek w zagłębieniu jego szyi.
Tak na prawdę, to wcale nie był taki mały. Z powodzeniem mógł owinąć się wokół tej sosny, co tylko potwierdzało jego ogrom. Miał łuski w kolorze miedzi, od których odbijał się blask Księżyca. Lubiłam tutaj przychodzić bo smok dzięki swojej umiejętności ziania ogniem, był cały czas przyjemnie rozgrzany. Ale był jeszcze jeden powód. Z tego miejsca mogłam zobaczyć cały Obóz, który był teraz pogrążony we śnie. Widok zapierał dech w piersi. Od domku Artemidy biła poświata, tak bardzo podobna do tej należącej do Księżyca. Za to - jak się zdawało - domek Apolla nawet w nocy był skąpany w świetle przypominającym słoneczne i ciężko było utrzymać na nim wzrok. Oba domki nadawały Obozowi niesamowity klimat.
- Kolejna noc w swoim towarzystwie przed nami. - Delikatnie objęłam gada jedną ręką wokół szyi, układając się wygodniej. W odpowiedzi usłyszałam głęboki pomruk zadowolenia. Cichy i jednostajny oddech mojego towarzysza odprężał mnie i sprawiał, że czułam się coraz bardziej senna. Po raz pierwszy od pojawienia się tutaj, czułam jak kleją mi się oczy. Powitałam to z dużym zadowoleniem.
Mocniej opatuliłam się bluzą, szepcząc ciche "dobranoc" w przestrzeń i nie oczekując nawet odpowiedzi. Nie minęło pięć minut, a już spałam.



Znalazłam się na polanie pełnej słonecznego światła. Wokół słychać było cichą i słodką melodię, a także szczekanie psów, rozmowy oraz śmiechy. Widziałam ludzi siedzących na trawie i rozkoszujących się owocami, które leżały w ogromnych ilościach w plecionych koszach.
Wszędzie latały wielobarwne motyle, co chwilę przysiadając na którymś z kwiatów o jaskrawych kolorach. Czuć było zapach różnych potraw i napojów. Z małego lasku można było usłyszeć odgłosy polowania.
To wszystko nie dało się nazwać inaczej, niż istnym rajem.
Ujrzałam postać mężczyzny idącą w moim kierunku. Ubrany był w białą tunikę, przepasaną srebrnym sznurkiem a stopy miał bose. Przez złotą poświatę, która od niego biła, wyglądał jak jakiś młody bóg czy ktoś w tym rodzaju. Nie śpiesząc się, podszedł do mnie z ciepłym uśmiechem.
- Miło cię tu widzieć Melody. - zaczął rozmowę, nie zważając na moją dość odpychającą minę.
- Kim jesteś? I skąd znasz moje imię?
- Wspomnieniem. A znam je dlatego, że ojciec o takich rzeczach nie zapomina, nawet po śmierci. - rozłożył ręce, jakby się prezentując.
- Dobra. Widzę, że mamy tutaj kolejnego świra. Po pierwsze: nie możesz być moim ojcem, bo wyglądasz, jakbyś był ode mnie zaledwie kilka lat starszy. Po drugie: ja cię nawet nie znam. - starałam się zachować cierpliwość. Krzyk nic by tutaj nie zdziałał, bo z takimi ludźmi to trzeba na spokojnie.
Czy ja zawsze na swojej drodze muszę spotykać tylko i wyłącznie ludzi, którzy mają coś nie tak ze swoją psychiką?
- Cóż, może źle się wyraziłem. Jestem wspomnieniami twojego ojca. Znajdujemy się w przedsionku Elizjum, gdzie ludzie jeśli chcą przejść dalej, zostawiają część swojej duszy, która przechowuje wspomnienia. Zawsze mogą tu jednak wrócić. Ta część duszy, która tutaj zostaje, przybiera wygląd jej właściciela. Wygląd zależy od tego w jakim okresie życia był najszczęśliwszym. - usłyszałam wyjaśnienie. - Ja teraz mam dokładnie dwadzieścia lat, czyli tyle..
- ... Ile miałeś kiedy poznałeś mamę. - dokończyłam za niego, zaczynając to wszystko rozumieć. Przyjrzałam mu się bliżej i stwierdziłam, że to na pewno on. Taki uśmiech i błysk w oczach, posiadał tylko mój rodziciel.
- Szybko łapiesz. - tata, ale jakby nie on (bogowie, słyszycie jak to brzmi?) uśmiechnął się szeroko.
- To w takim razie po co mnie tu sprowadziłeś? - to pytanie na chwilę zawisło w powietrzu.
Widziałam jak jego twarz poważnieje i przybiera surowego oraz rodzicielskiego wyrazu, co w jego wieku wyglądało dość dziwnie. Jego nagła zmiana nastroju mówiła tylko jedno. Nie sprowadził mnie tutaj by pogadać o motylkach i kwiatuszkach.
- Z pewnego źródła dowiedziałem się, jak ostatnio wygląda twoje zachowanie i chciałbym z tobą na ten temat porozmawiać. - zbliżył się trochę, a mi przyspieszyło serce. Mój zmarły ojciec będzie mi robił wyrzuty, jak zachowuje się po jego śmierci? Przepraszam bardzo, ale czy ja przypadkiem nie gram w jakimś pochlastanym filmie? A może to ukryta kamera?
- Wiem, że bardzo cierpisz z powodu tego co się stało, ale nie możesz się tak zachowywać. Czy ty naprawdę masz zamiar spędzić jakąś część życia na żałobie i opłakiwaniu mnie? - spytał cicho, a ja ledwo powstrzymałam się przed pokiwaniem twierdząco głową.
Właśnie tak sobie wyobrażałam niedaleką przyszłość: zrozpaczony i samotny wyrzutek, płaczący po stracie ukochanego ojca pośród swoich, niedawno przygarniętych dwunastu kotów. Jednak ugryzłam się w język i milczałam.
- To w żadnym wypadku nie jest twoja wina. Poświęciłem się, byś ty mogła żyć dalej. I gdybym miał ponownie stanąć przed takim wyborem, nie wahałbym się ani chwili i zrobił to samo. Myślisz, że opuściłem cię już na zawsze. Jednak nadal przy tobie jestem. Może nie materialnie, ale to się nie liczy. Ważne jest to, że masz mnie przy sobie. W szczególnym miejscu, w twoim sercu. - Wziął moją twarz w swoje dłonie, jednocześnie zmuszając bym na niego spojrzała.
- Nie chcę cię w moim sercu, chcę byś był ze mną. Żebyśmy oglądali razem filmy, żebyś chodził na moje wywiadówki, żebyś chociaż raz nakrzyczał na mnie za złe oceny! Chcę cię ze mną... - Złamał mi się głos, a po policzkach zaczęły płynąć słone łzy.
- Jesteś na tyle silną osóbką, że nie jestem tak bardzo potrzebny w twoim życiu, jak ci się wydaje. - Usłyszałam cichy śmiech z jego ust. - Jeśli ja pogodziłem się z moim odejściem ze świata żywych, to ty też możesz to zrobić. Ja naprawdę nie mam tutaj źle.
- Tak bardzo za tobą tęsknię - wyszeptałam, ocierając dłonią twarz, która była mokra od łez.
- Zawsze będę przy tobie. - Złożył delikatny pocałunek na moim czole. - I pamiętaj, jesteś silną i mądrą dziewczyną. Nie pozwól by smutek zamienił cię w osobę, którą nie jesteś.
Jego głos zrobił się niewyraźny, jakby dochodził zza grubej kurtyny. Uśmiechnął się do mnie ostatni raz, po czym odwrócił i zaczął iść w swoją stronę. Obraz przed moimi oczami zaczął się kręcić i mieszać, łącząc ze sobą wszystkie kolory.
- Poczekaj chwilę! Od kogo się tego dowiedziałeś? Kto jest tym twoim źródłem? - krzyknęłam, lecz mój głos zaginął w powstającym szumie, a tata już i tak był za daleko by cokolwiek usłyszeć.
Wszystko zaczęło powoli znikać i rozpływać, a ja obudziłam się przy czerwonych promieniach wschodzącego Słońca.


~*~

Przez całą drogę do Jedenastki, myślałam nad tym snem. Wspomnienia związane z moim ojcem, przestały sprawiać mi ból, a zaczęły dawać radość. Nie odczuwałam już tej ziejącej pustki w moim wnętrzu. Tylko dlaczego?
To wszystko wydawało się być takie realne i namacalne, chociaż nie byłoby to możliwe. Jakbym powiedziała jakiejś normalnej osobie, że we śnie ukazał mi się nie żyjący ojciec i zaczął gadać o jakimś Elizjum i czerpaniu szczęścia z życia, to już dawno dzwoniłaby do zakładu psychiatrycznego, z zapytaniem czy nie mają przypadkiem wolnych miejsc.
No właśnie, normalnej osobie.
A tutaj nikt i nic nie jest normalne. Podstawowe ostrzeżenie, które dostajesz po dostaniu się do Obozu: Jeśli coś tutaj wydaje ci się choć odrobinę dziwne, to powinnaś zacząć uciekać, bo z pewnością będzie chciało cię pożreć. I nie ważne, czy będzie to potwór czy kubek.
Na tej zasadzie działa ta pokręcona rzeczywistość.
Delikatnie nacisnęłam klamkę i wślizgnęłam się do środka domku. Wszyscy obozowicze jeszcze spali, co przyjęłam z wielką ulgą. Podeszłam do swojego posłania, uważając przy tym, by na nikogo nie nadepnąć i wyjęłam spod materaca pierścień, który dostałam od ojca. Widziałam jak skrzy się w słonecznym świetle. Obracałam go między palcami, uważnie przyglądając mu się z każdej strony. Nagle coś przykuło moją uwagę. Na jednym z listków miał wypuklenie, które wyglądało jak malutkie zwierzę. Przy najbliższej okazji będę musiała zapytać się o Leona. W końcu jego ojciec jest też bogiem złotnictwa, a więc zobowiązuje go to, do znania się na takich rzeczach. Przez chwilę wahałam się czy odłożyć go na miejsce, jednak zrezygnowałam z tego pomysłu. Teraz miało się wszystko zmienić. Pierścionek nałożyłam na wskazujący palec prawej dłoni, jednocześnie składając sobie obietnicę. Już nigdy więcej nie będę taka słaba, jak byłam teraz. Weszłam do całkiem obcego świata i muszę pokazać swoją wartość. Nie będę płakać, nie będę okazywać bólu. Nikt już nigdy nie będzie widział moich łez, wywołanych negatywnymi emocjami. Wyzbędę się tego wszystkiego by pokazać, że nie jestem tylko słabą dziewczynką, którą każdy musi chronić. Potrafię o siebie zadbać sama.
Zmotywowana, wzięłam czyste rzeczy do ubrania i poszłam do łazienki. Po wzięciu szybkiego prysznica, stanęłam przed lustrem i zaczęłam rozczesywać wilgotne włosy. Zauważyłam, że z każdą chwilą zmieniają swój odcień na jaśniejszy, tak że zamiast czarnych, były teraz koloru jasnej zieleni. I naprawdę czułam się tak, jak pokazywały to moje włosy. Spokojna i coraz bardziej radosna.
Usłyszałam natarczywe pukanie do drzwi i przytłumiony głos.
- Jest ktoś w środku? Jeśli tak, to lepiej się pośpiesz!
- Daj mi minutkę! - odkrzyknęłam, zbierając swoje rzeczy i podsuszając włosy.
Wychodząc, uderzyłam drzwiami osobę, która czekała aż zwolni się łazienka.
- Ej, zęby chcesz mi wybić? Mam jednak szczerą nadzieję, że nie, bo będą mi jeszcze potrzebne. - Chłopak podniósł się z podłogi, otrzepując z kurzy i masując nos.
- Naprawdę bardzo cie przepraszam! To wcale nie było specjalnie - uśmiechnęłam się przepraszająco, a odchodząc krzyknęłam - Miłego dnia!
- I nawzajem. - Zdziwiony wydał z siebie cichy pomruk, odprowadzając mnie wzrokiem.
Szybko odniosłam brudne ciuchy do specjalnie przygotowanego dla mnie kosza. Domek powoli budził się do życia. Pełna energii i napędzana moim ADHD, wybiegłam z niego. Dzisiejszy dzień miałam zamiar spędzić aktywnie. Najpierw jednak musiałam poczekać na Leo i Ashtona, bo bez nich nie potrafiłam się po tym miejscu poruszać. Jedyna droga, która tak naprawdę utkwiła mi w pamięci, prowadziła do jadalni. Zaczęłam iść w wybraną stronę, cały czas się rozglądając i licząc, że magicznym sposobem chłopaki nagle się tutaj pojawią.
- Szukasz może kogoś? - Poczułam lekkie klepnięcie w ramię. Odwróciłam się i zobaczyłam dziewczynę wyglądającą na około siedemnaście lat. Miała długie, opadające falami włosy w brązowym kolorze z kilkoma blond pasmami, oczy koloru neonowej zieleni. Była wysoka z lekkimi krągłościami i ubrana w zwykłą bokserkę oraz krótkie spodenki w kwiecistym wzorze. Mimo tego wyglądała prześlicznie.
Uśmiechnęła się do mnie uroczo.
- Nie... w sumie to tak - zaplątałam się. - Widziałaś może gdzieś Leona Valdeza i Ashtona Charmsa?
- Tą dwójkę idiotów? Pewnie jeszcze nawet się nie obudzili - zaśmiała się dziewczyna.
- Oh, dzięki w każdym bądź razie. Jestem Melody. - przedstawiłam się.
- Evelyn, córka Afrodyty. - Dygnęła, parskając śmiechem. - Znasz już swojego boskiego rodzica.
- Jestem nieuznana. - Wzruszyłam ramionami. Dlaczego dla nich wszystkich jest to takie ważne.
- Nie martw się, na pewno cię uzna - pocieszyła mnie, kładąc dłoń na ramieniu. Nagle jednak zmieniła temat. - Po co szukałaś chłopaków?
- Cóż, są mi potrzebni. Nie pamiętam wszystkich miejsc w Obozie, więc służą mi jako przewodnicy. - Gdy to tylko powiedziałam, zabrzmiało coś, co przypominało dźwięk rogu.
- To koncha, oznacza, że już zaczęło się śniadanie. - Dziewczyna pociągnęła mnie za ramię w stronę stołów. - Teraz to ja będę służyć ci za przewodniczkę.
Evelyn zaprowadziła mnie do stołu, przy którym prawie wszystkie miejsca były zajęte. Większość osób znałam z widzenia.
- Jako że na razie mieszkasz u Hermesa, będziesz siedziała przy stole jego domku.
- Wielkie dzięki - uśmiechnęłam się do niej szeroko.
- Naprawdę nie masz za co. - Wzruszyła ramionami. -  To do zobaczenia później!
Dziewczyna odeszła najprawdopodobniej do swojego rodzeństwa, a ja wcisnęłam się na miejsce pomiędzy braćmi Hood.
- Witamy wśród żywych! - wykrzyknęli jednocześnie, zwracając tym uwagę połowy obozowiczów.
- Zdecydowanie zbyt często słyszę takie powitanie - zaśmiałam się, dając jednemu z nich kuksańca w żebra.
Śniadanie minęło w bardzo  przyjemnej atmosferze. Do naszego towarzystwa dołączył się też Tom. Chłopaki wytłumaczyli mi na czym polega składanie ofiary, więc razem z nimi podeszłam do ogniska. Nie prosiłam o nic, bo wolałam mieć jak najmniejszy kontakt z matką. Po tym wszystkim, trochę zmieniłam w stosunku do niej swoje uczucia. Teraz kiedy myślałam o niej, jedyną rzeczą którą czułam, był zawód.
Leo i Ashton nie pojawili się w jadalni, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że córka Afrodyty miała rację.  Jednak miało to swoje plusy, bo zamiast chłopaków, nareszcie za towarzystwo miałam kogoś o tej samej płci. Evelyn wydawała się być naprawdę fajna. Może dlatego, że nie uciekła po pięciu minutach rozmowy ze mną? Była typową nastolatką, uwielbiającą plotkowanie i ciuchy, ale jednocześnie różniła się od wszystkich. Miała niesamowite poczucie humoru, dzięki czemu wybuchałyśmy co chwilę śmiechem. Na pierwszy rzut oka mogłaby wydawać się jakąś pustą lalunią, ale to były tylko pozory. Tak naprawdę, to zadziwiała mnie swoją wiedzą na niektóre tematy.
Wspólnie postanowiłyśmy pójść na plażę, by tam usiąść i na spokojnie porozmawiać. Evelyn zaczęła opowiadać mi wszystko co wiedziała o znajomych mi obozowiczach, a nawet i o tych, których nie miałam okazji zapoznać.
- A co wiesz o Matthewie? - zapytałam, przypominając sobie imię chłopaka, który uratował mi życie.
- Skąd go znasz? Widziałaś go już kiedyś? Rozmawiałaś z nim? - Evelyn doskoczyła do mnie i złapała za ramiona, lekko potrząsając.
- Ashton mi mówił, że kiedy zostałam przyniesiona do Obozu, to pomagał chłopakom w doprowadzeniu mojego stanu do porządku. Nigdy go nawet nie widziałam, nie wiem nawet jak wygląda! - Podniosłam ręce w geście obrony.
Widziałam jak dziewczyna się rozluźnia i powoli siada na swoje miejsce.
- W takim razie nie ma o co się martwić - mruknęła do siebie, lecz i tak to usłyszałam.
- O czym ty mówisz? - Poprawiłam się na swoim miejscu, trochę skołowana.
- Krążą o nim pewne plotki. Ten chłopak jest niebezpieczny i lepiej trzymać się od niego z daleka. No, ale koniec pogaduszek. Może pójdziemy poszukać Leona i Asha? - Dziewczyna szybko zmieniła temat, z miną winowajcy.
- Jakie to były plotki? Dlaczego niebezpieczny? - Starałam się pociągnąć ją za język.
- Możemy już o tym nie mówić? I tak już za dużo powiedziałam. - Córka Afrodyty niemo prosiła mnie bym dała sobie już z tym spokój.
Zaskoczyła mnie, bo w końcu nie powiedziała mi za wiele. A wręcz przeciwnie, wciąż czułam palącą ciekawość. Postanowiłam jednak odpuścić, widząc jej wyraz twarzy.
- No dobrze, niech ci będzie - westchnęłam, a na ustach Evelyn ponownie pojawił się szczery uśmiech.
- To świetnie! - Dziewczyna klasnęła w dłonie, lecz przerwałam jej.
- Ale kiedyś będziesz musiała mi o tym powiedzieć. - Dałam jej lekkiego kuksańca, a ona beztrosko pokiwała głową na znak zgody.
Westchnęłam.
"Ona jest taka sama jak Ashton. Zgadza się na wszystko, a gdy przyjdzie co do czego, to wykręca się na wszystkie strony." - pomyślałam kwaśno.
- Okej, to zaczynamy. Mamy kilka miejsc do sprawdzenia. Pierwsze, to oczywiście arena, zaraz po tym pójdziemy... - Evelyn trajkotała jak najęta, ale ja jej wcale nie słuchałam.
Myślami wciąż byłam przy rozmowie, która przed chwilą odbyłyśmy. Córka Afrodyty rozpaliła moją ciekawość i nie zamierzam jej tak łatwo odpuścić. Dziewczyna mówi o Matthewie jak o jakimś zbrodniarzu, Leo i Ashton też nie patrzą na niego przychylnym wzrokiem, a z moich obserwacji i tego o czym rozmawiali przy mnie chłopcy, wynika że ten drugi go wręcz nienawidzi.
Co więc jest w tym chłopaku takiego, że wzbudza we wszystkich tyle negatywnych emocji?


_______________________________

Idę kupić sobie pistolet. Napisałam sobie ten rozdział już wcześniej
 na telefonie i miałam go tylko przepisać na komputer. Oczywiście wiadomo co się stało. Mądra Natalka przez przypadek go usunęła i musiała pisać od nowa. Nawet nie wiecie jaka byłam wściekła. Dlatego ten rozdział wygląda, jak wygląda. No, ale koniec marudzenia. Bo przecież Wigilia jest dzisiaj! Bardzo się cieszę, że udało mi się dzisiaj dodać ten rozdział, bo miał pojawić się znacznie później przez ten mały wypadek, ale wzięłam się w garść i coś tam napisałam. Teraz mogłabym wam napisać wiele życzeń i tak dalej, ale jest mały problem. Nie umiem tego robić, o. 
Dlatego jedyne życzenia jakie wam powiem, wyglądają tak: 
żeby herbata przy czytaniu nigdy nie stygła, rogi kartek się nie zaginały, zakładki nie gubiły a wasze ulubione postacie pozostały żywe.

Do następnego i wesołych świąt,
Natalie ♥

4 komentarze:

  1. Rozdział jest super super superancki!
    Tak bardzo chciałabym, żeby Will, Newt, Gus i prof. Dmuchawiec żyli :( Ale no cóż...
    Wracając do rozdziału
    SUPERANCKI
    Nie napiszę nic ambitnego
    Bo kroję sałatkę
    I ćwiczę kolędy
    I rozkładam talerze
    Więc sorki :(
    Ale i tak komentuję, a to się liczy! <3
    Także, jeszcze raz:
    Świetny rozdział
    Clary w sukience - podoba mi się haha

    Do następnego!
    Niebieskiego jedzenia, kostek cukru, mleka i mango!

    http://zimno-zimno.blogspot.com/ 22 + NIESPODZIANKA :''')

    Ścielę się,
    Annika Stark

    OdpowiedzUsuń
  2. muszę Ci powiedzieć, że ustawienie Szczerbatka i Czkawki na avatarze było bardzo dobrą decyzją - to właśnie po ich ujrzeniu, zdecydowałam się odwiedzić Twojego bloga :)
    no i wchodzę, patrzę, o herosi! no to czytam :3
    przeczytałam wszystko szybko, czyta się lekko, rozdziały nie są zbyt długie, co w sumie fajne nie jest, no ale nie mogę narzekać :D
    Mel jest dla mnie zagadką, nie chodzi mi tylko o jej pochodzenie, historię, ale też ogólnie o charakter, chcę się z nią bardziej zżyć, dlatego czekam z niecierpliwością na dalszy ciąg
    ogólnie rzec ujmując - fajnie Ci to wychodzi :)
    czekam na następne rozdziały, życzę dużo weny :3

    neew-beginning.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. http://szablonyhiacynty.blogspot.com/
    Zapraszam na mojego bloga

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej, zostałaś nominowana przezemnie do LBA! Po szczegóły zapraszam na : http://moj-swiat-do-gory-nogami.blogspot.com/
    Gratuluję! :D
    /Majalissa

    OdpowiedzUsuń