niedziela, 16 listopada 2014

TRZY


"A niebo znów na głowę spada mi.
I nadziei coraz mniej na słońce."


~*~

Powoli otworzyłam oczy. Promienie słoneczne padały prosto na moją twarz. Starałam się przyzwyczaić do panującej wokół jasności. Czułam się jakby przejechał po mnie walec, a na mojej głowie słoń zatańczył kankana. W szpilkach. Całe ciało miałam obolałe, lecz mogłam poruszać kończynami. Przyjęłam to z niemałą ulgą. Zamrugałam powiekami, światło powoli przestawało mi przeszkadzać.
Nie miałam pojęcia gdzie się znajdowałam, nie widziałam niczego znajomego.
Leżałam w wielkim pomieszczeniu, który zamiast ścian miał materiał podobny do tego, z którego robione są namioty i podpierał się wyłącznie na drewnianych balach. W środku stało mnóstwo łóżek wykonanych  z metalu, które oddzielone były od siebie parawanami. Jak się zdawało, połowa z nich była zajęta. Wszędzie krzątali się jacyś nastolatkowie, co chwilę podchodząc do swoich pacjentów.
Starałam przypomnieć sobie co takiego się wydarzyło, że znalazłam się w tym miejscu.
Byłam z tatą na pikniku. Wszystko było dobrze, dopóki to coś nas nie zaatakowało. Wyglądało jak stwór, który pojawiał się w wielu mitach, które czytaliśmy na lekcjach w szkole. Chyba nazywał się cyklop, czy jakoś tak. A potem.. o nie. Nie, nie, nie, nie, nie.
TO jest niemożliwe. Miałam po prostu dziwny sen. Tata zaraz przyjdzie by mnie stąd zabrać i zapewnić, że nic takiego się nie wydarzyło.
- Jak się czujesz? - Skądś znałam ten głos. Odwróciłam głowę w stronę przybysza i poczułam lekką dezorientację.
Przy moim posłaniu stał Ashton. Tyle, że coś mi nie pasowało w jego ubiorze.
Nałożoną miał na siebie pomarańczową koszulkę, a na nią skórzany napierśnik. Pobrudzona twarz, kilka zadrapań i w prawej ręce miecz, lekko lśniący w słonecznym świetle. Lekko poddenerwowana postawa i poważny wyraz twarzy, który był u niego tak rzadko widziany.
Czekaj.. Jak to miecz?
- Gdzie ja jestem? - To było pierwsze pytanie jakie zadałam.
- Zaraz zaprowadzę cię do Chejrona i on ci to wszystko wytłumaczy.
- Nie chcę widzieć jakiegoś Charona! Chcę dowiedzieć się gdzie jestem i spotkać się z tatą! - warknęłam, starając się podnieść z posłania.
Uniemożliwił mi to jednak ból przechodzący przez opatrzone miejsca na brzuchu i reszcie ciała. Dopiero teraz zauważyłam, że nie wyglądałam zbyt ciekawie.
Ciężko opadłam na poduszki.
- Lepiej się nie ruszaj, bo oberwałaś dość mocno. Musieliśmy zszywać ci ranę na brzuchu i jeszcze się nie wygoiła. Nawet po podaniu nektaru. - Ash wziął ze stołka obok mnie szklankę z płynem o gęstej konsystencji w kolorze złota i podał mi ją. - Może teraz podziała.
Niechętnie wzięłam ją do ręki i powąchałam. Miała zapach tarty truskawkowej, którą razem z tatą zawsze piekłam w pierwszy dzień wiosny na moje urodziny.
Chłopak widząc moje zdziwienie, z zachęcającym uśmiechem powiedział:
- Nie martw się, jakoś nie mam ochoty cię otruwać. Zobaczysz, że będzie ci smakować.
Te słowa nareszcie mnie przekonały i wzięłam małego łyka ze szklanki. Otworzyłam szeroko oczy, zaskoczona. Smak był cudowny. Orzeźwiające cytrusy z dodatkiem mięty. Szybko zabrałam się do pochłaniania reszty napoju, lecz przerwał mi to mój przyjaciel, wyrywając szklankę z ręki.
Spojrzałam na niego naburmuszona, jak dziecko któremu zabrano ulubioną zabawkę.
- Co za dużo, to nie zdrowo. Chyba, że chcesz by wypaliło ci wnętrzności. Dobry początek, jeśli chciałabyś się przebrać za mumie na Halloween. - Puścił mi oczko, klepiąc po głowie.
Dowcipniś.
- Zaraz powinnaś poczuć się lepiej. - dodał.
Tak jak przepowiedział, ból ustąpił a siniaki na moich dłoniach i ramionach zaczęły blaknąć. Mój przyjaciel podszedł bliżej, złapał mnie lekko za podbródek i przyglądał się czemuś na mojej twarzy.
- Ten siniak tak łatwo ci nie zejdzie - mruknął, delikatnie dotykając miejsca na mojej kości policzkowej, o którym mówił.
- Wiesz co, miałeś rację. Czuję się dobrze, a nawet bardzo dobrze. I chyba nie chcę wiedzieć co było w tej szklance ani czym jest ten nektar. - powiedziałam, patrząc podejrzliwie na jego uśmiech.
Bo jeszcze by brakowało, gdybym napiła się "soku z gumi-jagód". Jakoś nie kusi mnie skakanie tak wysoko, by co chwilę walić głową w sufit.
- Wiesz co? Cieszę się, że żyjesz. - mruknął chłopak, ostrożnie przyciągając mnie do siebie i przytulając.
- Bo nie miałbyś kogo irytować? - Podniosłam brew, a on w odpowiedzi roześmiał się głośno.
- Bo brakowałoby mi gbura, którym jesteś.
- Widzę, że komplementy nadal nie są twoją mocną stroną. - Pokazałam mu język.
- Rozluźnij się i staraj nie ruszać - poprosił mnie nagle chłopak, zmuszając do ponownego leżenia.
Zrobiłam to co powiedział, czując jak delikatnie podwija moją koszulkę i ściąga bandaże.
- Co do... - mruknął z lekkim przerażeniem.
Spojrzałam w dół i zaniemówiłam. Nie myślałam, że będzie aż tak źle. Rana wyglądała na zakażoną. Była lekko zazieleniona i na dodatek miała w sobie pozostałości tego, co kiedyś mogło być szwami. Poczułam jak robi mi się niedobrze.
- Sam nie potrafię nic z tym zrobić. Musimy poprosić Matthewa by to zobaczył. - Ostatnie zdanie powiedział z obrzydzeniem.
Czyżby Ashton miał wroga a ja nic o tym nie wiem? Coraz mniej mi się to wszystko podoba.
Chłopak zmienił mi opatrunek na nowy, co chwilę mrucząc coś pod nosem. Nie zważając na ostrzegawcze syknięcie mojego przyjaciela, podniosłam się do pozycji siedzącej i spuściłam bose stopy na zimną podłogę. Zauważyłam, że byłam ubrana tak samo, jak w dniu w którym byłam z tatą na pikniku. Zwykła podkoszulka na ramiączkach i krótkie spodenki. Ciuchy były jednak dość... zniszczone, lekko mówiąc.
Tylko kiedy to tak właściwie się wydarzyło?
- Ile już tutaj leżę? - zapytałam, wstając chwiejnie. Ash pozwolił mi oprzeć się na swoim ramieniu, co przyjęłam z wdzięcznością. - I po raz kolejny upomnę się o odpowiedź: Gdzie ja jestem?
- Gdy cię tutaj przywiozłem byłaś nieprzytomna i nie dało się ciebie w żaden sposób ocucić. Ten stan trwał aż do teraz. Straciłaś przytomność na niecałe trzy dni. - odpowiedział rzeczowo. - A co do drugiego pytania: aktualnie znajdujesz się w naszym małym szpitalu polowym, który jest w Obozie Herosów. Jedynym bezpiecznym miejscu dla takich odmieńców jak my.
- Trzy dni?! O kurczę - mruknęłam przerażona. Dopiero po chwili dotarła do mnie reszta jego wypowiedzi. - Ej, czy ty mnie obrażasz?
- Ashton! Jesteście potrzebni w Wielkim Domu, Chejron chce z wami rozmawiać! - Do pomieszczenia wpadła jak burza, plątanina kończyn.
Okazał się nią być chłopak, w wieku około szesnastu lat. Miał ciemną karnację, kędzierzawe, czarne włosy oraz dziecinną, wesołą twarz. Przez swój dziki uśmiech i szeroko otwarte oczy, wyglądał jakby przesadził z kofeiną. I to bardzo. Był ubrany podobnie do Ashtona. Osmalona, pomarańczowa koszulka z napisem "Obóz Herosów", szorty i pas z narzędziami zapięty wokół bioder.
Dużymi krokami zbliżył się do nas. Stanął naprzeciwko mnie i lekko się ukłonił.
- Leo Valdez, naczelny przystojniak Obozu. Do usług - uśmiechnął się jeszcze szerzej, biorą moją dłoń w swoją i delikatnie muskając ją ustami. Szybko mu ją wyrwałam.
- Fucha naczelnego idioty też pewnie jest przez ciebie zajęta - prychnęłam, zakładając ramiona na piersi.
- Te stanowisko odstąpiłem Ashtonowi. On bardziej się do tego nadaje. - powiedział teatralnym szeptem, za co dostał kuksańca od mojego przyjaciela. - A czy mógłbym dowiedzieć się, jak ma na imię ta zachwycająca, zielonowłosa niewiasta stojąca przede mną?
- Melody, naczelna księżniczka swojego zamku. - Pospieszył z odpowiedzią Ash i od razu odsunął się ode mnie na bezpieczną odległość. W odpowiednim momencie,bo jeszcze chwila i moja pięść wylądowałaby na jego twarzy. Na żarty mu się zebrało? Jeszcze tego pożałuje.
- Widzę, że koleżka do towarzystwa nie wybiera sobie byle kogo - parsknął Leo.
- Taa... my tu gady-gadu, a Chejron czeka i pewnie nie będzie zadowolony z naszego spóźnienia. - Przyjaciel pociągnął mnie za rękę w stronę wyjścia, a ja delikatnie się o niego oparłam, czując uciążliwe kłucie pod opatrunkiem na brzuchu.
Pogoda była przepiękna. Ten cały obóz wyglądał jak z obrazka. Przechodziliśmy obok jakiś domków, ale nie specjalnie zwracałam na nie uwagę. Bardziej zajmował mnie śpiew ptaków i roślinność, która mnie otaczała.
Przez cały czas mijali nas nastolatkowie, wszyscy wyglądali jakby byli w wieku od dwunastu do osiemnastu lat. Co chwilę patrzyli na mnie ciekawie, na co dumnie podnosiłam głowę. Niech nie myślą, że mnie to zawstydza.
- Jak się czujesz? Boli cię coś może? - zapytał Ashton po raz nie wiadomo który.
- Koleś, nie bądź znowu taka mamuśka. Nie zapominaj, że ona też jest herosem i takie rzeczy będą teraz na porządku dziennym - zaśmiał się Leo, łapiąc się jedną ręką za swój pas.
- Zamknij się - syknął Ashton.
- Chłopaki, o co wam chodzi? Bo jeśli macie zamiar bawić się w superbohaterów, to mnie do tego nie mieszajcie. Nie będę żadnych herosem, latającym po świecie w poszukiwaniu zbrodniarzy - burknęłam, prostując się.
- Nie mów mi tylko, że ona jeszcze nic nie wie o... - Zaczął Leon, ale ten drugi zaraz mu przerwał.
- Pogadamy o tym później. Jesteśmy już na miejscu.
Stanęliśmy przed trzypiętrowym wiejskim domem. Miał ściany pastelowego błękitu, z białymi wykończeniami. Tuż przed szeroko otwartymi drzwiami wejściowymi był ganek, na którym stał stolik do kart i fotele.
- Wchodzimy - nakazał Ash, a my bez słowa zrobiliśmy co powiedział.
Przeszliśmy przez obszerny korytarz i dotarliśmy do pomieszczenia, które wydawało się być salonem. Po ścianach i suficie wiły się winorośle, w środku znajdował się kamienny kominek, skórzane sofy i drewniany stół. Na ścianach wisiały jakieś maski, podobne do tych z greckich teatrów i wypchana głowa lamparta.
Stylowo, nie powiem. Czujecie ten sarkazm, no nie?
- Dobrze, że już przyszliście. - Usłyszałam głęboki głos po mojej lewej stronie.
Z ciemności wyłonił się człowiek... nie, to był koń.
To chyba jakiś nieśmieszny żart.
Facet miał przerzedzone, brązowe włosy i brodę. Ubrany był w wyświechtaną, tweedową marynarkę. Ale kij z jego ubraniem. Odpasa w dół był... ogierem o białej sierści.
Dobra, w tym napoju na sto procent coś było. Teraz po prostu mam zwidy.
- Nazywam się Chejron,jestem naczelnym koordynatorem zajęć w Obozie Herosów. - Przedstawiła mi się hybryda człowieka i konia, wyciągając przyjaźnie dłoń w moją stronę.
- Melody. Melody Covenant - mruknęłam niewyraźnie,wciąż oszołomiona. Delikatnie złapałam jego dłoń i potrząsnęłam nią.
- Zapewne dziwisz się co tutaj robisz. Ashton może ci już trochę opowiedział o tym wszystkim? Nie? Trudno, czyli musimy zacząć od początku. Znajdujesz się w Obozie Herosów, jedynym bezpiecznym miejscem dla osób półkrwi. Słyszałaś kiedyś może o tym, że bogowie greccy schodzili na ziemię i wiązali się ze śmiertelnikami? To właśnie z takich związków powstawały osoby półkrwi. bądź jak kto woli, herosi. Pół bogowie, pół ludzie. Osoby o niesłychanych umiejętnościach intelektualnych bądź fizycznych. Na przykład taki Herakles. Dzięki swojej ogromnej sile dokonał wielkich rzeczy. Myślisz, że po prostu taki się urodził ze związku dwóch osób? Z jednej strony masz racje. Lecz jego ojcem nie był śmiertelnik, a sam Zeus, bóg nieba i piorunów. Te rzeczy działy się tysiące lat temu... - Zaczął swój wywód pan Kopytny. Tylko do czego on zmierzał? - ... ale bogowie nadal istnieją i robią te wszystkie rzeczy, co kiedyś. Nadal mają dzieci ze śmiertelnikami. I ty właśnie jesteś jednym z takich dzieci.
Dobra, TO mnie trochę zbiło z tropu.
- Siostro, potrzebny kaftanik. - powiedziałam do siebie, lecz na tyle głośno by i oni usłyszeli. - Tak jasne, wszystko super. A teraz powiecie mi gdzie jest mój ojciec?
Teraz to oni byli zmieszani. Ashton i Leo unikali mojego wzroku, a Chejron jakby posmutniał. To nie wróżyło nic dobrego.
- Co tak cicho stoicie? Zadałam pytanie i żądam na nie odpowiedzi - warknęłam, czując coraz większy niepokój.
- Melody... twój tata nie żyje. Znalazłem jego ciało kilka metrów dalej od ciebie. Został zabity przez cyklopa. - Usłyszałam szept mojego przyjaciela.
- To są jakieś żarty - zaśmiałam się histerycznie, robiąc kilka kroków w tył. - To wcale nie jest śmieszne.
Spojrzałam na ich miny. Oni wcale nie żartowali. Powoli dochodziła do mnie prawda.
- Niemożliwe... - pisnęłam słabo. 
Bez zastanowienia obróciłam się na pięcie i wybiegłam z budynku.


____________________

Yay, udało mi się napisać to w krótszym czasie niż wcześniej! 
Od razu przepraszam za wszystkie błędy i w ogóle jeśli takie będą, ale kiedy to pisałam było już późno i nie chciało mi się sprawdzać. Następny nie wiem kiedy się pojawi, bo bardzo rzadko mam dostęp do komputera, ale postaram się dodać go jak najszybciej. 
A teraz sprawa dotycząca tego co powiedział ojciec Melody, gdy wstał: tak, to zdanie jest napisane specjalnie. xD 
Nie mam pojęcia co jeszcze napisać, oprócz tego iż dziękuję za te szczere komentarze i że cały czas staram się poprawić wszystkie niedociągnięcia w moim pisaniu :)

Do następnego,
Natalie ♥ 

3 komentarze:

  1. NAPISAŁAM TAAAAAKI DŁUGI KOMENATRZ, ALE MI SIĘ USUNĄŁ :''''') IDĘ SIĘ POCIĄĆ :''''')
    LEO <3
    Swojego zamroziłam, to się chociaż Twoim nacieszę ;_;
    "Naczelny przystojniak Obozu"
    No, powitanie pierwsza klasa.
    "Pan Kopytny"
    To mnie doszczętnie rozwaliło.
    Muszę tego kiedyś użyć.
    I użyję, bo nie było COPYRIGHT :)))
    Hahahahah
    Pan Kopytny <3
    Rozdzialik superancki, powiem szczerze.
    Tygrys opanowała wybieganie z różnych budynków do perfekcji, teraz czas na Melody XD
    No, i Leo <3
    Ach
    Jak ja się za moim stęskniłam.
    ALE NIE ODMROŻĘ.
    XDD
    Rozdział cudowny (powtarzam się)
    Cud, miód, orzeszki.
    Ale nie myśl, że mnie tak łatwo przykupiłaś, o nie.
    Jeszcze co najmniej dziesięć tysięcy podobnych i jesteś wolna :''')
    Tak więc do następnego xx

    Niebieskiego jedzenia, kostek cukru, mleka i mango!

    http://zimno-zimno.blogspot.com/

    Ścielę się,
    Annika Stark

    OdpowiedzUsuń
  2. kiedy nowy ? :D

    OdpowiedzUsuń
  3. JAK.
    JAK. MOGŁAM. NIE. ZAUWAŻYĆ. KOLEJNEGO. ROZDZIAŁU.
    JAK?
    Prawdopodobnie to przez to że zaobserwowałam szablonarnię, która nawaliła mi postów do skrzynki. ;_;
    NADRABIAM!
    Rozdział spodobał mi się tak bardzo, że przepraszam bardzo, ale nie jestem w stanie znaleźć błędów. x'D
    Naprawdę, chciałam się pobawić w "panią profesor" i nie wyszło mi.
    Może następnym razem?
    W każdym razie do rzeczy.
    Zaczynam od końca, ja szalona: emocje. Emocje w ostatnim fragmencie. Awwww *-* To było świetne, zdecydowanie najlepszy cytat całego tego rozdziału.
    Haha, jak już wspominała Annika, pan kopytny <3 You made my day.
    Yh, jak jestem chora to nie wychodzą mi te komentarze ;;
    I zachowuje się jak nastolatka z buzującymi hormonami.
    ;;
    KONIEC TEGO DOBREGO.
    Czekam na nexta, może wtedy skupie się bardziej na błędach, bo tu nie umiałam.
    - evilision
    (zapraszam na r. I c:)

    OdpowiedzUsuń